Find many great new & used options and get the best deals for KAT - ODDECH WYMARŁYCH ŚWIATÓW at the best online prices at eBay! Free shipping for many products!
Bestsellery 42,90 zł 26,68 zł 34,90 zł 20,54 zł 26,90 zł 17,01 zł 19,99 zł 11,76 zł 42,90 zł 25,26 zł 39,90 zł 28,52 zł 39,90 zł 27,24 zł 64,90 zł 43,89 zł 59,99 zł 38,60 zł 45,00 zł 27,96 zł 34,90 zł 20,54 zł 44,90 zł 27,89 zł Nowości 44,90 zł 32,10 zł 69,00 zł 44,39 zł 44,00 zł 27,35 zł 44,99 zł 26,49 zł 79,91 zł 56,32 zł 39,90 zł 24,35 zł 48,99 zł 28,84 zł 59,00 zł 46,55 zł 89,90 zł 67,63 zł 99,00 zł 78,11 zł 49,66 zł 39,58 zł 81,58 zł 204,25 zł 198,57 zł 353,85 zł 349,71 zł 53,03 zł 50,73 zł 80,67 zł 77,80 zł 23,96 zł 18,59 zł 63,32 zł 60,58 zł 314,59 zł 310,91 zł 118,91 zł 114,66 zł 42,83 zł 36,02 zł 284,30 zł 240,65 zł 12,76 zł 23,76 zł 256,94 zł 94,96 zł 85,27 zł 26,79 zł 21,20 zł 30,71 zł 24,82 zł 94,96 zł 85,27 zł 94,96 zł 85,27 zł 94,96 zł 85,27 zł 178,51 zł 164,80 zł 1 246,56 112,45 zł 91,60 zł 98,07 zł 94,57 zł 151,76 zł 147,54 zł 758,21 zł 735,31 zł 702,24 zł 681,03 zł 18,45 zł 13,50 zł 97,39 zł 205,21 zł 189,84 zł 89,85 zł 80,51 zł 150,62 zł 145,26 zł 602,03 zł 578,97 zł 137,28 zł 124,65 zł 1 488,30 69,85 zł 60,97 zł 902,42 zł 890,15 zł 143,69 zł 139,70 zł 118,91 zł 114,66 zł 196,58 zł 191,12 zł 568,63 zł 566,64 zł 90,67 zł 81,27 zł 92,46 zł 82,95 zł 23,96 zł 18,59 zł 666,75 zł 646,61 zł
[mp3] Listen to online Kat (10) - Oddech Wymarłych Światów / 38 Minutes Of Life, or download mp3 tracks: download here mp3 release album free and without registration. On this page you can not listen to mp3 music free or download album or mp3 track to your PC, phone or tablet. All materials are provided for educational purposes.
"Zza światów" to drugi obraz w reżyserskiej karierze Stuarta Gordona i zarazem druga adaptacja prozy Howarda Phillipsa Lovecrafta w jego dorobku. Podstawą scenariusza było krótkie opowiadanie, którego skąpą dośćfabułę potraktowano tu jedynie jako punkt wyjścia dla obszerniejszej historii. Głównym bohaterem tej opowieści jest odgrywany przez niezastąpionego Jeffreya Combsanaukowiec nazwiskiem Crawford Tillinghast, który asystuje w badaniach ekscentrycznemu doktorowi Pretoriusowi (Ted Sorel). Pretorius pracuje nad rezonatorem, który poprzez stymulację powodującąrozrost szyszynki pozwoliłby mu zajrzeć do innego wymiaru. Owe badania przynoszą w końcu rezultaty. Rezultaty, należy nadmienić, dosyć przerażające, bowiem Pretorius zostaje zaatakowany i uśmierconyprzez istotę nie z tego świata. Przybyła na miejsce zdarzenia policja nie daje wiary wersji wydarzeń przedstawionej przezasystenta i oskarża go o zamordowanie doktora. Ze względu na nieprawdopodobne teorie głoszone przez siebie Crawford trafia na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Tam uwagę zwraca na niego doktor Katherine McMichaels(Barbara Crampton, którą Gordon zatrudnił wcześniej przy "Reanimatorze"), która postanawia umożliwić mu powtórzenie eksperymentu z rezonatorem i tym samym udowodnienie swej na miejsce tragedii w towarzystwie lekarki oraz funkcjonariusza policji, by zbadać prawdziwy koszmar, który czai się w bliskim sąsiedztwie naszej rzeczywistości... "Zza światów" to pozycja, której nie trzeba przedstawiać żadnemu z zagorzałych miłośników twórczości Lovecrafta. Pomimo dosyć sporej ilości ekranizacji jego dorobku, odsetek tych udanych jest niezwykle nikły. Wynika to przede wszystkimz faktu, iż klimat, jaki wytwarzał swym piórem"samotnik z Providence", jest niezwykle trudny do oddania na ekranie. Gordonazaś spokojnie można uznać za jednego z najlepszych i najwytrwalszych adaptatorów prozy autora "Koloru z przestworzy". Wraz ze swymi pracownikami od "Reanimatora", Dennisem Paolii Brianem Yuzną, Gordonzastosował tu identyczny zabieg jak w przypadku pierwszego projektu. Mianowicie chodziło o to, aby akcję podlać odpowiednią dawką czarnego humoru – w końcu nic nie działa tak dobrze w przypadku filmu grozy,jakwystrzeganie sięskrajnej powagi, która mogłaby przecież równie dobrze narazić rzecz na śmieszność. Przyznam ze swej strony całkiem szczerze, że takie podejście ma też swoje minusy. "From beyond" trudno bowiem uznać za mrożący krew w żyłach horror. To raczej taka makabryczna opowiastka z dużym przymrużeniem oka i o odczuciach podobnych do tych, jakich dostarcza lektura Lovecrafta, można raczej tego jestem jak najbardziej dalekiod krytyki tego obrazu, gdyż jest to zwyczajnie kawał świetnej rozrywki dla każdego pasjonata filmowej grozy. Jest tu masa smakowicie wykonanych efektów, które ucieszą każdego, kto tak jak ja pod względem rozwoju technicznego zatrzymał się na poziomie lat 80. Zamiast rażących sztucznością, pozbawionych duszy sztuczek komputerowych, króluje tu wytrwała praca charakteryzatorów i triki będące dziełem rąk ludzkich. Cóż, niejeden powie, że takie twory jak "Zza światów"to dziś kicz iprzeżytek. Oczywistym przeto warunkiem przy oglądaniu jest niewątpliwie choćby pobieżna znajomość dorobku Lovecrafta – w końcu to produkcja stworzona przez jegoentuzjastów itakoż w pierwszej kolejnościdla jego fanów. Reszta niekoniecznie odkryje tkwiący w owym obrazie niewątpliwy użytkowników uznało tę recenzję za pomocną (23 głosy).Bogaty w wymyślne efekty specjalne obraz robi silne wrażenie na widzu na płaszczyźnie wizualnej, równocześnie kreując odurzającą atmosferę psychicznego osaczenia, co ... więcejzdaniem społeczności pomocna w: 75%
kulisy nagrań, m.in. albumu "Oddech wymarłych światów" – zestawianego przez krytyków na równi z kultowym "Master of Puppets" „rytualne” morderstwo i obrona przed zarzutami; analiza ostatecznego rozłamu w 2004 roku.
Po 14 latach od wydania „Mind Cannibals” Piotr Luczyk powraca z nową płytą Kat. Trochę przyszło poczekać i to co dostaliśmy jest jak dla mnie przynajmniej satysfakcjonujące, jeżeli nie bardzo dobre – to już moja czysto subiektywna ocena. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego jak „Without Looking Back” odebrało środowisko metalowe i krytyka, że opinie są mocno niepochlebne, a płytkę miesza się, mówiąc dosadnie, z błotem. Nie bardzo wiem dlaczego, serio. Odkładając na bok wszystkie te animozje między muzykami jakie mają miejsce w ciągu ostatnich kilku/kilkunastu lat, a skupiając się na samej tworzonej przez nich sztuce, to najnowszemu krążkowi Kat nie można zbyt wiele zarzucić, byłoby to szukanie dziury w całym. Pada zarzut, że to już nie ten Kat, a kompletnie obcy twór. Cóż, dobrze wszyscy wiemy, że muzyka ewoluuje, często nie tkwi bezczynnie w jednym punkcie, chyba że taki zabieg jest świadomy i celowy. Kat pod dowództwem Piotra faktycznie nie patrzy za siebie, a odchodząc od uprzedniego Thrashu, zmierza w kierunku klasycznego Heavy Metalu lat 80. i początku 90., zmieszanego z elementami rockowej klasyki. Miejscami nawet Bluesa, ale to tylko delikatne wstawki. Można by powiedzieć, że jest to poniekąd powrót do korzeni Kat, muzyki, od której ten zespół zaczynał. To już kompletnie nie to, co proponowali na poprzedniej płycie czy na jakiejkolwiek innej. Słychać tu nawiązania do Scorpions, Accept, Judas Priest, Deep Purple, może nawet Iron Maiden. Płyta fajnie chodzi w obrębie tej stylistyki, balansując na krawędzi między Metalem a Rockiem, jak niegdyś płyty „Heavy Metal World” TSA czy „Smak Ciszy” Turbo. Mamy tu elementy balladowe (taki „Wild” lub „The Promised Land”, na przykład), hammondy nawiązujące do Purpli, a z drugiej strony mocne, energiczne numery jak „Black Night in My Chair”, „Flying Fire” czy „Walls of Whispers” (to mój faworyt z tej płyty), które są już mocno osadzone w Heavy Metalu. Najjaśniejszy punkt to oczywiście partie gitar i solówki. Kunsztu Piotrowi odmówić w tej materii nie można, byłoby to co najmniej nie na miejscu. Wszystko zespala naprawdę dobre brzmienie i produkcja na przyzwoitym poziomie. Z rzeczy, które do końca do mnie tu nie przemówiły, to trochę za długie kompozycje. Miejscami spotyka się pewne instrumentalne dłużyzny, które lepiej sprawdziłyby się na żywo niż na albumie. Odrobinę krótsze lepiej by działały, płyta miałaby lepszy flow. Z godziny zrobić 45 minut i album nie straciłby na dynamice, stałby się bardziej skondensowany. I druga rzecz, ale to już drobiazg – powtórzenia słowa „Fire” w aż trzech tytułach utworów. Trochę to zaburza tracklistę. Pomyślałem sobie w żarcie, że na koniec brakuje tylko coveru „Fight Fire with Fire” Metalliki. Także poza tym nie mam innych uwag. Jak dla mnie płyta bardzo na plus, udany, nośny album, do którego chętnie będę wracał. Pasuje mi ta jego inność i nie przeszkadza mi, że tu nadal widnieje logo Kat. To po prostu nowy Kat, nowa wizja, nowe pomysły. Tyle. Biorąc tę płytę w dłonie, wiedziałem, czego się spodziewać i nie patrzyłem na nią przez pryzmat dawnych dokonań, a raczej jak na nowy twór i rozdział w historii zespołu. Na koniec chciałbym jeszcze poruszyć temat okładki. Spotkałem się z zarzutami o niekonsekwencję w stosunku do tytułu. Cóż, w końcu postać Kata z pierwszego planu odwraca się na pięcie od spowitych pożogą trumien z „Oddechu Wymarłych Światów”, klatki z „Ballad” i nagrobka z „Róż Miłości…” i wraz ze swym toporem i ściętymi łbami rusza w siną dal. Zatem ten obraz jak najbardziej idzie w parze z tytułem „Without Looking Back” i śmiało zaliczam go do udanych. Tyle ode mnie. Mi się album bardzo spodobał, bardziej, niż się tego na początku spodziewałem. No, ale i podszedłem do niego nieco inaczej. Skłamałbym, gdybym chciał silić się tu na mocno krytyczne wnioski, z jakimi się w wielu innych recenzjach zetknąłem. Ja ten album jak najbardziej polecam, do mnie przemówił! Przemysław Bukowski (Łącznie odwiedzin: 1 166, odwiedzin dzisiaj: 1)
50LFl. 478 167 48 50 179 319 440 397 306
kat oddech wymarłych światów recenzja